sobota, 19 maja 2012

#7 "Everything about u"

Tomlinsonowie to najcudowniejsza, najukochańsza i najbardziej przeurocza rodzina, jaką kiedykolwiek spotkałam. Każdy dla każdego jest życzliwy, a jeżeli ktoś się z kimś kłóci jest to spór, który nie trwa dłużej, niż kilka minut. Może głupio to zabrzmi, ale niekiedy powoduje to nieznośny ból, który rozprzestrzenia się wewnątrz mnie. Przypominam sobie o Drew. Z nim też rzadko kiedy się kłóciłam. Przeważnie były to kłótnie polegające na bitwie na poduszki lub nie chęci pożyczania sobie ciuchów. Ja zawsze zabierałam mu jego bluzy, które zakrywały mi tyłek, a on podkradał moje bandany i paski. Nie mogę pozwolić na rozmyślanie teraz o nim, nie mogę się rozkleić.
Wracając do tej cudownej rodzinki, zaczynam żałować, że zostajemy tu tak krótko. Choć i tak nasz pobyt się przedłużył, za namową moją i Hazzy, do czterech dni. Nie, nie spieszyło nam się do szkoły. Poza tym wiele moich znajomych i tak robi sobie te wakacje zimowe odrobinę dłuższe, niż się powinno, więc nie będę mieć za wiele materiału do nadrobienia.
Unoszę lekko głowę z nad talerza pełnego pysznej zupy i słabo uśmiecham się do ośmiu osób, które siedzą przy tym samym stole, co ja, zastanawiając się, dlaczego ja nie mam tak zgranej rodziny. Odpowiedź jednak przychodzi szybko- z powodu braku jednej osoby. Osoby, która zawsze mimo wszystko potrafiła nas wszystkich pchnąć ku sobie. To Drew łagodził wszystkie kłótnie, organizował wspólne wyjścia. Był prawdziwym aniołem. Ale przecież tu też kogoś brakuje. Taty Louisa. W ciągu tych dwóch dni znajomości Louie zdążył mi opowiedzieć o rozwodzie swoich rodziców. Chłopak ma wielki żal do swojego ojca i stara się każdą wolną chwilę spędzić z mamą, dodając jej otuchy. Jay, dzięki swoim wspaniałym dzieciom, radzi sobie wyśmienicie i bardzo szybko udało jej się zapomnieć o mężu. Dzieci też nie utrzymują kontaktu ze swoim tatą, ale jak powiedział mi Lou oraz mała Phoebe, jedna z jego młodszych sióstr bliźniaczek, nie brakuje im go. Zaskoczyła mnie dojrzałość tej uroczej sześciolatki, jak i Daisy, jej siostry bliźniaczki. Po mimo ich młodocianego wieku, rozmawiało się z nimi lepiej, niż z niejednym z moich znajomych, którzy zdecydowanie powinni zatrzymać się w przedszkolu i już tam pozostać. Imponowała mi ta rodzina, zdecydowanie. Pozostałe dwie siostry Lou- jedenastoletnia Lottie była równie urocza, jak jej młodsze siostry. A najstarsza, trzynastoletnia Fizzy, została moją przyjaciółką, przeniosłam się do jej pokoju i rozmawiałyśmy całymi nocami. Kiedy budziłyśmy się rano, w okół nas walało się pełno papierków po niezdrowej żywności pochłoniętej nocą, pudełko po pizzy i oczywiście kubki po gorącej czekoladzie. Odkąd przekroczyłam próg tego domu, ciągle zadaję sobie pytanie: "Dlaczego nie mogłam ich poznać wcześniej?" Kolejna prosta odpowiedź:" Pech lubi mi towarzyszyć."
Tego wieczora zebrało mi się na szczerą rozmowę. To przez te wszystkie wspomnienia, po spędzeniu kolejnego dnia z tą rodziną. Ale jako że Fizzy wybrała się do kina ze swoimi przyjaciółmi, wybrałam Harry'ego. Po godzinie 23:00 wyszłam z pokoju i na palcach skierowałam się do pokoju przyjaciela. Zapukałam tylko dla pozoru i otworzyłam drzwi.
-Harry?- szepnęłam. Wiedziałam, że jeszcze nie śpi, ale jednak wolałam nie zachowywać się głośno. Zamknęłam za sobą drzwi, co było błędem, bo nie potrafiłam znaleźć włącznika światła. Zrobienie kolejnego  kroku również było błędem, bo moja noga natknęła się na...w sumie to nie wiem na co. W każdym razie runęłam jak długa.
-Cholera jasna! Harry wstawaj!- syknęłam. Harry jednak nie wstał ani się nie odezwał. Z prostej przyczyny- nie było go w tym pokoju. Wściekła, po omacku, po drodze obijając się jeszcze o szafkę, wydostałam się na oświetlony korytarz. Było prawdopodobieństwo, że siedzi na dole i ogląda jakiś głupawy teleturniej, jak to miał w zwyczaju, ale najpierw, po drodze znajdował się pokój Lou, więc postanowiłam tam zajrzeć. Tym razem zapukałam i czekałam, aż usłyszę pozwolenie na wejście do środka. Nie usłyszałam, więc powoli otworzyłam drzwi. Światło było zapalone, otworzyłam drzwi do końca.
-Louuuuis!- zawołałam, wchodząc do pokoju z głową wbitą w podłogę, aby tym razem się o nic nie potknąć. Straszny z niego bałaganiarz, więc nawet przy zapalonym świetle mogłam czegoś nie zauważyć- Louiee!- rozejrzałam się po pokoju- L...louie? HARRY?!
W tym momencie przeżyłam taki szok, jakiego jeszcze nie przeżyłam nigdy, ale to przenigdy w życiu.
-C..co wy robicie?- wydukałam. Chyba nie tylko ja przeżyłam szok, bo tych dwóch młotków wpatrywało się we mnie tak, jakbym miała na sobie tonę jakiejś okropnej mazi, a na mojej głowie zamiast włosów, wiły się paskudne węże. Ich miny były tak przekonujące, że dla pewności sprawdziłam stan mojej cery i tego, co wyrasta mi z głowy. Na całe szczęście, nie doznałam KOLEJNEGO szoku. Spojrzałam więc na nich pytająco.
-Myślę, że dobrze wiesz- mruknął tylko Harry.
-Ale..to nie żadna gra? Nie chowają się tu gdzieś w szafie, czy pod łóżkiem inni uczestniczy?- wypaliłam, nim zdążyłam ugryźć się w język. Nie pomyślałam, że mogę ich urazić.
-Jeśli tak masz na to reagować...- zaczął Tommo.
-Nie! Przepraszam- uśmiechnęłam się zawstydzona- W zasadzie to cieszę się, że znam, a w sumie  przyjaźnię się, z kimś innej orientacji. Nigdy nikogo takiego nie poznałam.
Podeszłam i usiadłam obok nich na łóżku. Tak, owszem, widok ich całujących się był dla mnie poważnym ciosem, ale na całe szczęście żadnego z nich nie darzyłam jakimś głębszym uczuciem, więc tutaj wystarczyła chwila, aby do tego przywyknąć. Gej najlepszy przyjaciel kobiety, prawda? A ja znam aż dwóch, więc chyba mogę powiedzieć, że mam szczęście.
-Naprawdę?- odezwał się Harry.
Przytaknęłam.
-Tak i jestem zadowolona, że się o tym dowiedziałam- dodałam- Czy wy...ukrywacie się z tym? Przed waszą rodziną?
Harry energicznie pokręcił głową.
-Nie, ufamy im bezgranicznie, a oni nas wspierają. Prawdę mówiąc, to ze względu na ciebie nie okazywaliśmy sobie tych uczuć.
Zrobiło mi się trochę przykro, ale szybko to zrozumiałam. Przecież moja reakcja mogła być różna, szczególnie, że na początku nie pokazałam się Harry'emu z najlepszej strony. Całe szczęście, znał mnie już dostatecznie dobrze, a ja w pełni potrafiłam zaakceptować tą jego odmienność, która z resztą całkiem przypadła mi do gustu.
-W porządku- pozwoliłam sobie na chwilę namysłu- A znajomi? Nie jesteście wyśmiewani?
-Pewnie, że jesteśmy- Harry spuścił smutno głowę- Ale ja jestem z Londynu, a Louis z Doncaster, więc jest chociaż jeden plus- w szkołach nikt o tym nie wie.
Milczałam. To musiało być dla nich uciążliwe. Mieć swoją drugą połówkę tyle kilometrów od swojego serca. Na pewno było im ciężko, ale najwidoczniej dawali sobie radę. Jeśli mieli wsparcie rodziny i przyjaciół, było im niewątpliwie łatwiej. Prawdę mówiąc nigdy nie miałam do czynienia z takim uczuciem. Jakoś chłopcy nie oglądali się za mną ani ja za nimi. To Drew wprowadził mnie w swoje życie pełne zabawy, adrenaliny. Tylko dlatego miałam jakąś tam garstkę znajomych i radziłam sobie w życiu. Jeśli chodzi o przyjaciół- Grayce. No i Harry, ale to jest oczywiście inna historia. Grayce to moja przyjaciółka, która towarzyszy mi od urodzenia. Nasi rodzice dość dobrze się znają i nie mają nic przeciwko naszej przyjaźni. Tak nam się przynajmniej zdaje. Grayce była przy mnie w tych najtrudniejszych momentach i nie opuszczała mnie na krok. Broniła mnie przed szyderstwem ze strony ludzi w szkole, a także przed nauczycielami, którzy non stop czepiali się mnie za nieodrobione zadanie, nieprzygotowanie do lekcji. Logiczne, w końcu tylko ona znała powód mojego zachowania, a ja nie chciałam się tym dzielić z nikim innym.
Spróbowałam porównać sytuację Harry'ego i Louisa do mnie i do Grayce. Nie, żebym była lesbijką. Nic z tych rzeczy! Oczywiście, jak już wspomniałam, nic nie miałam do ludzi innej orientacji, jednak ja wolałam chłopców. Wiedziałam to, ponieważ w przedszkolu nadarzyło mi się mieć paru adoratorów, tylko w przedszkolu. Kiedy mój wiek był odpowiedni, aby rozpocząć naukę w szkole, wszystko automatycznie prysnęło. Zero zainteresowania płcią przeciwną, z wzajemnością. Tak czy inaczej wracając do tego porównania. Gdyby Grayce mieszkała tyle kilometrów ode mnie, że nie mogłabym się z nią codziennie spotykać, oszalałabym. Nasz wspólny dzień zaczynał się na wspólnej drodze do szkoły, a kończył stałą rozmową telefoniczną chwilę przed północą. Nie potrafiłybyśmy bez siebie żyć, byłam tego pewna. Co prawda nie należałam do jakiś rozrywkowych osób (przynajmniej przed wyjazdem, bo chłopcy zmienili mnie o sto osiemdziesiąt stopni), więc do naszych relacji nie pasowały sentencje tego typu, że "prawdziwy przyjaciel to ktoś, kto potrafi totalnie zryć ci psychikę", nie. Nie latałyśmy po mieście roześmiane do rozpuku, pytające przechodni:" Przepraszam, wie pani może, gdzie jest Nemo?", to nie leżało w naszej naturze. Kto wie, może leżało to w naturze mojej i Harry'ego? Jednego byłam pewna, po powrocie do domu moje życie będzie zupełnie inne i mam nadzieję, że Grayce to zaakceptuje.
_______________
ooo, 7 rozdział właśnie skończyłaś/eś czytać. podobał się? zostaw komentarz. :) muszę nieskromnie przyznać, że najbardziej jestem zadowolona właśnie z tego rozdziału. Trochę serca w niego włożyłam, nie łatwo jest mi pisać o przyjacielskich relacjach, ale dałam radę. No i.... LARRY! Nie mogłam ich tu nie umieścić, mam nadzieję, że przypadło Wam to do gustu ? :)
Rozdział dla Kasi :) @KatieeStylinson . Żabo, nie wiem, czy naskrobię w najbliższym czasie jakiegoś imagine'a lub one shot'a, więc ten rozdział jest, jak wspomniałam, dla Ciebie :) x

piątek, 11 maja 2012

#6 "I should've kissed u"

Dni mijały bardzo szybko. Wyżalenie się Harry'emu, pomogło mi się pozbierać. Teraz było mi łatwiej okazywać swoje uczucia, bo wiedziałam, że jest taka osoba, która zawsze mnie wesprze. Był przy mnie za każdym razem, kiedy tego potrzebowałam. Miał w sobie jakiś impuls, który wiedział, kiedy jestem smutna, zła, nerwowa i ten impuls dawał mu o tym znać. No bo jak inaczej wytłumaczyć to, że gdy rzucałam się z płaczem na łóżko, nakrywając głowę poduszką, już po chwili pewien lokaty chłopak siadał obok mnie, odsuwał poduszkę na bok i gładził mnie po włosach? Nic nie mówił, po prostu był.
Mogłam szczerze powiedzieć, że jestem szczęściarą.

-Dlaczego nie wyjedziemy wieczorem? Wolę jechać nocą- marudziłam płci przeciwnej przy śniadaniu.
-Chcemy zajechać do naszych dobrych znajomych- uśmiechnął się Harry.
-Uch, gdzie oni mieszkają?- spytałam.
-Niedaleko.
No tak, to wiele wyjaśnia. Westchnęłam i wgryzłam się w kromkę chleba z jagodowym dżemem. Podniosłam oczy na przyjaciela, który do mnie mrugnął. Wykrzywiłam usta w półuśmiechu. Wydawałoby się, że to taki błahy gest, ale potrafił poprawić humor. Bo czy przyjaciele nie są właśnie od tego, by podnosić cię na duchu?
Wstałam od stołu, by iść jeszcze po coś do jedzenia. Lubiłam samoobsługę, wolny wybór i gwarantowane, że to, co nałożę sobie na talerz, będzie mi smakowało. Nie tak, jak u nas w szkole; gburowata baba z workiem na głowie nakłada mi na talerz wielgachną łyżkę paskudnego, lepkiego...czegoś.
Nabiłam sobie na widelec kawałek melona i robiąc maleńkie gryzy, podeszłam do szklanej ściany, która znajdowała się w restauracji. Pamiętam, że gdy byłam mała zawsze wieczorami siadałam na parapecie i spoglądałam przez okno. Nieważne jakie były widoki, po prostu mnie to odprężało.
Starałam się wpatrzyć w piękne, ośnieżone świerki, jednak moją uwagę przykuło coś innego. Szyba tym razem zaczęła bawić się w lustro. Za moją głową ujrzałam hol, hol w którym siedziałam razem z Niall'em kilka dni temu. Przypomniałam sobie, jak szorstko go wtedy potraktowałam. Choć, jak mam być szczera, nie było to bardzo niegrzeczne. Odkryłam jego kolejną cechę- chłopak jest bardzo wrażliwy. Wyszłam z restauracji i skierowałam się ku kanapie, którą zajmował wtedy blondyn. Rozsiadłam się wygodnie i przymknęłam oczy. Morskie tęczówki chłopaka znów zaczęły się błąkać po mojej głowie, a jego dźwięczny śmiech zadomowił się wewnątrz mnie. Otworzyłam oczy i spuściłam głowę, zastanawiając się nad tym, co by było, gdybym została z nim tu dłużej. Jakie mielibyśmy tematy, czego jeszcze bym się o nim dowiedziała. Wbiłam ręce w materiał kanapy. Nie zrobiłam tego celowo, a jednak...moja prawa dłoń natknęła się na jakiś przedmiot. Przedmiot? Nie. Z zagłębienia kanapy wyjęłam kartkę papieru w kratkę, była poskładana tyle razy, ile się dało. Miałam przeczucia. Z podekscytowaniem zaczęłam ją otwierać, aż w końcu zobaczyłam pochylone pismo.
"Jass? Wiedziałem, że w końcu to znajdziesz. Nie pożegnaliśmy się, ale to dobrze, bo wiem, że już niebawem się spotkamy. Nie sądzę, by to, że się poznaliśmy było, jak to powiedziałaś "czystym przypadkiem."
Niall"
Przeczytałam te kilka zdań dokładnie dziewięć razy. Po prostu nie mogłam w to uwierzyć. Nigdy nie wpadłabym na to, żeby zostawić to właśnie w tym miejscu. Mógł to dać przecież Harry'emu. Na pewno by nie przeczytał. Poza tym, co on jakiś jasnowidz? Skąd wiedział, że tu usiądę, szczególnie, że 'zakopał' tą kartkę tak głęboko. I skąd mógł mieć pewność, że się jeszcze spotkamy?
-Jass, co ty tu robisz?- wybił mnie z rozmyślań głos taty.
-Nic- mruknęłam pospiesznie, składając kartkę i chowając ją do tylnej kieszeni spodni.
-Gotowa?
Skinęłam głową i bez słowa powędrowałam na górę po walizki.

-Wszystko w porządku?- Harry patrzył na mnie wyraźnie zaniepokojony. Opierał się o drzwi pasażera. Siedziałam już w samochodzie i czekałam tylko na to, aż wyruszymy.
Wysiliłam się na uśmiech.
-Tak, po prostu jestem ciekawa, co to za znajomi.
-Najlepsi ludzie pod słońcem!- wyszczerzył się i sprzedał mi buziaka w policzek- Zapinaj pasy i do zobaczenia za dwie godzinki.
Patrzyłam, jak odchodzi w stronę swojego samochodu i zajmuje to samo miejsce, co ja. Po chwili usłyszałam obok mnie trzaśnięcie drzwi.
-No to w drogę- huknął mój ojciec i odpalił silnik.

"Wracacie?"- odczytałam sms-a od Sashy, kiedy tata właśnie parkował przy jakimś domku jednorodzinnym.
"Po części. Zatrzymujemy się jeszcze u jakiś znajomych Harry'ego."
"Na noc?"
"Chyba."
"Uuu, tylko weźcie wspólny pokój!" - Matko! Co z niej za mały zboczeniec.
"Zdefiniować Ci słowo 'przyjaciel'?"- odpisałam lekko zirytowana.
"Nie trzeba, wiem, co to znaczy ;)"
Z nią to siedem światów, pomyślałam i wysiadłam z samochodu, a raczej wypadłam wyciągana przez lokatego. Chłopak był wyraźnie podekscytowany.
-Witajcie w Doncaster!- zawołał.
Przewróciłam oczami i podążyłam za nim. Tak w zasadzie to nie miałam innego wyboru, bo moje ręce były uwięzione. Harry otworzył drzwi tak, jakby wchodził do swojego domu.
-Żadnej kultury!- prychnęłam ze śmiechem.
-Jesteśmy!- krzyknął, kompletnie nie zwracając na mnie uwagi.
Po schodach zbiegł... słoń, mamut, struś? Nie wiem, co to było, ale rzuciło się na mojego przyjaciela z takim impetem, że wylądowali na podłodze. Bynajmniej leżąc na tej podłodze, nie przemieszczał się tak prędko i mogłam ocenić, jak wygląda. Brązowe, rozczochrane włosy, bluzka w granatowe paski, czerwone spodnie z dresu i bose stopy właśnie maltretowały Styles'a.
-Hej! Zostaw mojego Harry'ego!- krzyknęłam ze śmiechem.
Chłopak w tempie błyskawicznym stanął na baczność, ukazując przy tym swoją twarz. Swoją...piękną twarz. Mamuniu, jakie on miał oczy! Niebiesko- zielone tęczówki błyszczały się z radości, mimo że jego mina była teraz śmiertelnie poważna.
-Tak jest!- zasalutował mi- Louis Tomlinson, madame- Podałam mu rękę, żeby się przywitać, ale on delikatnie ujął moją dłoń i złożył na niej pocałunek.
Trzymajcie mnie, bo zaraz się rozpłynę!
-Jasmine Brad- uśmiechnęłam się, czując, że moje policzki przyjmują różowa barwę.
-Och, wiem- machnął ręką- Co Harry się o tobie naopowiadał!
Spojrzałam wymownie na mojego przyjaciela, ale on skwitował to tylko śmiechem.
-Chodź, oprowadzę cię po domu- doskoczył do mnie Louis, nadstawiając swoją rękę. Ujęłam ją więc i udając królewską parę, ruszyliśmy naprzód z zamiarem zwiedzenia tego ogromnego domu.
______________
Ugh i jest ten 6. rozdział. Osobiście nie jestem zadowolona, no ale mam nadzieję, że Wam się spodoba.
I pojawił się LOUIE! <3
Btw. tylko 16 komentarzy? :( Dzięki. Wcześniej było więcej. Bloga obserwuje 26 osób ( i oby było ich co raz więcej) , a tylko tyle komentarzy. No cóż, może teraz będzie więcej ;)
Anyway, dziękuję z tyle wejść :)
Love yaa xx


czwartek, 3 maja 2012

#5 "I'll take u to another world"


Usiadłam naprzeciw Niall'a i podałam mu zimny okład. Uśmiechnął się do mnie ciepło. Lubiłam go, bardzo. Był sympatyczny, uroczy, nieśmiały no i wesoły. Nie wiedziałam, że w tak krótkim czasie można tak dobrze poznać człowieka. Ale może to ze wzlędu na sytuację? Chłopak osłabiony nocną tragedią, nie miał siły, żeby na przykład ukryć swoje emocje. Kto wie?
Odwzajemniłam uśmiech i spojrzałam mu w oczy. Za każdym razem, gdy to robiłam jego wzrok przeszywał mnie na wylot. Niebieskie, niebieskie jak ocean tęczówki były cudownie przerażające. To wszystko było tak wyjątkowe i niespotykane, że mój umysł odmawiał posłuszeństwa.
-Jass?- Z ruchu warg blondyna odczytałam moje imię.
-Przepraszam- otrząsnęłam się- Mówiłeś coś?
-Owszem- wykrzywił swoje delikatnie różowe usta w sarkastyczny uśmiech- Pytałem, jak się czujesz.
Zarumieniłam się. Byłam tak zaabsorbowana jego widokiem,  że nawet nie zwróciłam uwagi na to, co do mnie mówi. No ale czy to moja wina? Kto tu przykuwał czyją uwagę?
Skinęłam głową.
-Wszystko dobrze. Jestem trochę zmęczona i wciąż nie mogę pozbyć się z pamięci tego, jak on...cię postrzelił- wydukałam- Myślałam, że nie żyjesz.
-Zapomnij o tym. To było i nie wróci, przynajmniej będziemy mieli, co wspominać.
-Będziemy...
Uśmiechnęłam się słabo. Z pewnością, lecz nie będą to miłe wspomnienia.
-Dlaczego?- blondyn momentalnie posmutniał.
Osz Jasmine! Czy ty powiedziałaś to na głos?
-Dla mnie będą to jak najbardziej miłe wspomnienia. Dzięki temu poznałem ciebie i Harry'ego- kontynuował.
Zrobiło mi się głupio. Powinnam zacząć się kontrolować. Sprawiłam chłopakowi przykrość, chociaż wcale nie chciałam. Tyle że...od kiedy to mnie przejmują uczucia innych? Jezu, co ja w ogóle robię? Moje myśli ciągle krążą w okół chłopaka, którego przecież NIE znam.
Nie, to nieprawda, że człowieka można poznać w tak krótkim czasie. Wcale go nie znam i nie mam zamiaru poznać. Mam przyjaciół w Londynie i oni mi wystarczą. Po co mi kolejni? Zdecydowanie ich nie potrzebuję.
-Ta- mruknęłam- Czysty przypadek- rzuciłam w kierunku mojego towarzysza, który wbił we mnie swoje zszokowane ślepia. Wyłącz swoje uczucia, powtarzałam sobie w myślach. Wyłącz swoje uczucia.
-A teraz wybacz, ale idę do pokoju. W tej chwili jedyne, na co mam ochotę to sen! Tylko i wyłącznie- dodałam i zostawiłam zranionego i smutnego blondyna samego w hotelowym holu. Nie czekałam na windę, udałam się prosto na schody. Zapomnij, zapomnij, mówiłam wciąż do siebie. Nie zrobiłaś nic złego. Po prostu pokazałaś mu prawdziwą siebie, a właśnie to zawsze powtarzała ci mama, prawda? "Bez względu na sytuację, zawsze pozostań sobą." Mamy przecież trzeba słuchać.
Rozdrażniona weszłam do pokoju i trzasnęłam drzwiami, nie zwracając uwagi na mojego śpiącego, skacowanego tatusia. Rzuciłam się na łóżko i nakryłam głowę poduszką. Co ja robię do cholery? Kogo ja udaję? Co ja sobie wyobrażam? Przecież tak wcale nie będzie lepiej. Ze łzami w oczach odłożyłam poduszkę na bok i uniosłam się na łokciu. Przed moimi zamglonymi oczami znalazło się zdjęcie, które zawsze znajdowało się na szafce nocnej przy moim łóżku. Zawsze, niezależnie od tego, gdzie bym nie pojechała. Patrzyłam na wysokiego, ciemnego bruneta, który obejmował dziesięcioletnią Jasmine, robiącą głupią minę. Spoglądał na nią z góry i śmiał się. Śmiał się szczerze z jej wygłupów. Z moich wygłupów.
Przypomniałam sobie rysy jego twarzy, każdy szczegół. Orzechowe oczy, identyczne jak moje. Kaszmirowe usta, identyczne jak moje. Zmarszczki na czole, identyczne jak moje. I nawet te słodkie dołeczki, identyczne jak moje. Jedynie nasze włosy miały inny kolor. To było to, co nas różniło. Tęskniłam, tak cholernie tęskniłam...
-Psst...
Rozejrzałam się po pokoju. Wydawało mi się, że słyszałam jakiś szmer.
-Psst, Jass- Nie, nie przesłyszałam się. Dźwięk dobiegał z tarasu. Podniosłam się ciężko z łóżka i ubierając bluzę, wyszłam na zewnątrz. Na balkonie, a w zasadzie na poręczy balkonu obok mnie, siedział Harry i wymachiwał swoimi dolnymi kończynami, jak niedorobiony przedszkolak, co wywołało u mnie śmiech.
-Wskakuj- poklepał barierkę mojego balkonu.
Pokręciłam głową.
-Z moimi zdolnościami, zlecę.
-Nie marudź- przewrócił oczami.
Niezbyt zgrabnie wgramoliłam się i usiadłam obok niego. Lokaty podał mi do ręki piwo. Spojrzałam na niego pytająco, ale on tylko wskazał swój pokój, gdzie jak sądziłam również, podobnie jak u mnie, leczył sobie kaca jego skacowany tata. Co to za problem w takim razie podkraść mu dwie butelki. Wzięłam od niego otwieracz w kształcie TELETUBISIA? Wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.
-Uspokój się- syknął, sam z trudem powstrzymując się od śmiechu- Dostałem w prezencie.
-Ok- wydukałam- Przypomnij mi jak będziemy w mieście, ja ci zafunduję coś lepszego.
Pokręcił głową z uśmiechem na twarzy i pociągnął łyk z butelki.
-Co z Niall'em?- spytał, a moja mina momentalnie zrzedła.
-Nie wiem.
-Pożegnaliście się?
-Co?
-Wyjechał już przecież.
-Co?
-Ogłuchłaś? Wyjechał do Irlandii.
No to ładnie. Nawet się z nim nie pożegnałam. Chociaż to głupie "cześć". Nie zaszkodziłoby, prawda? Ale mógł przyjść, powiedzieć, że wyjeżdża. Ja nie wiedziałam, to nie moja wina. Gdyby mu zależało, to by przyszedł.
-Coś się stało?- zerknął na mnie Harry.
-Małe spięcie. Możemy zmienić temat?
Przytaknął.
-Tylko jeszcze jedno. Prosił, żeby cię pozdrowić.
Uśmiechnęłam się w duchu. Może nie zawalił tego tak do końca. Tyle że już się raczej nie spotkamy. Najwidoczniej...tak miało być.
-Hej- chłopak ujął mnie pod brodę- Płakałaś?
Zaprzeczyłam. Nie chciałam, by znał prawdę.
-Nie oszukasz mnie.
Westchnęłam. Dlaczego on musi wszystko wiedzieć? Nie możliwe, żebym aż tak źle wyglądała, w końcu uroniłam tylko kilka łez.
-Co się stało?
Wiedziałam, że muszę mu to powiedzieć. Zasługiwał na to, zachowywał się jak prawdziwy przyjaciel. Kiedy w głowie zaczęłam sobie wszystko układać, nie wytrzymałam. Zeskoczyłam z barierki i osunęłam się po ścianie. Moja głowa mimowolnie powędrowała do kolan, przez co moje spodnie stawały się mokre. Pociągałam nosem, jak dziecko pierwszego dnia przedszkola. Nie potrafiłam się opanować, tylko chlipałam i chlipałam.
-Jass- szepnął Harry i już po chwili siedział obok i obejmował mnie ramieniem. Wtuliłam się w niego i pozwoliłam, by moje łzy moczyły po kolei wszystko, co napotkają. On tylko głaskał mnie po plecach i co chwilę szeptał, żebym się uspokoiła, że wszystko jest dobrze i że on jest obok. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Nie chciałam spojrzeć teraz w lustro, ale wiedziałam, że dla niego nie liczy się to, jak wyglądam.
-Dziękuję, że jesteś- chlipnęłam.
-Zawsze będę- pogładził moje włosy.
Uśmiechnęłam się przez łzy i przetarłam twarz.
-Chciałeś wiedzieć, o co mi chodzi...
Chłopak tylko skinął głową.
-Więc teraz ci wszystko opowiem.
Usadowiłam się wygodniej i spojrzałam na poszarzałe już niebo.
 
*3 lata wcześniej*

- Wiedziałam, że coś ukrywasz- zaśmiałam się, patrząc na Sashe- Pamiętam, jak ja miałam pierwszego chłopaka.
Spojrzałam za okno. Śnieg pięknie sypał. Idealny styczniowy wieczór.
-To był Derek, prawda?- spytała mnie mama, uśmiechając się, a ja przytaknęłam.
-Głąb. Nigdy więcej takiego chłopaka. Teraz będę uważniej dobierać.
-Dziecko, miałaś wtedy dziesięć lat.
Wzruszyłam ramionami i usiadłam na sofie obok mojej siostry. Lubiłam te babskie wieczory. Herbata, ciastka i rozmowy do późnej nocy. Tata i Drew na meczu, a później pewnie pójdą na spotkanie z kolegami taty. Cieszyłam się, że mam tak zgraną rodzinę. Mało kto miał takie szczęście. Dwa lata młodsza siostra, trzy lata starszy brat. Jak dobrze, że byłam tą środkową. Ani nie musiałam za wiele robić, ani nie miałam wielu ograniczeń.
-Oglądamy jakiś film?- zaproponowała mama.
-Jasne, czemu nie!- ucieszyłam się i ruszyłam w stronę półki z płytami, ale w połowie drogi zatrzymał mnie dźwięk otwieranych drzwi.
-Tato? Co tak wcześnie?- dałam mu buziaka w policzek i już chciałam rzucić się na Drew, ale nie miałam na kogo.
-Gdzie Drew?- spytałam.
-Został u Mike'a- powiedział tata, rzucając klucze na komodę i ściągając kurtkę- Chyba na noc.
-A, w porządku- uśmiechnęłam się- Oglądasz z nami film?
-Przepraszam, nie mam ochoty. Pójdę się dziś wcześniej położyć, a wy kończcie to, co zaczęłyście.
Skinęłam wyrozumiale głową i z płytą w ręce przykucnęłam przed DVD.
-Coś mi tu nie pasuje- mruknęła moja mama wyraźnie zdenerwowana- Jass, idź zadzwonić do Mike'a, proszę.
Zaczęłam się denerwować. Nie wiedziałam, o co chodzi, ale posłusznie poszłam na górę do swojego pokoju i wykręciłam numer do najlepszego przyjaciela brata.
-Cześć!- usłyszałam wesoły głos po drugiej stronie.
-Jak tam? Balujecie z Drew?- spytałam równie wesoło.
-Drew? Ale jego u mnie nie ma.
Zamarłam. Przecież tata wyraźnie powiedział...
-Tata mówił, że jest u ciebie.
-Nie, mieliśmy się jutro spotkać. Mówił, że dziś po meczu pewnie wróci zmęczony- stwierdził chłopak.
-Ok, dzięki- wydukałam.
-Daj znać, jak dowiesz się czegokolwiek.
Obiecałam, że dam znać i rzuciłam komórkę na łóżko. Popędziłam na dół.
-Nie ma go u Mike'a!- wydyszałam.
***
- Dzień później stwierdzono zgon- szepnęłam- Dostałyśmy telefon ze szpitala. Taty wtedy nie było w domu. Teraz rozumiesz?
-Ale...- Harry drżał- Jak...on zginął?
-Ojciec pozwolił mu prowadzić samochód w drodze powrotnej. Idiota- prychnęłam.
-Wybacz, ale muszę się z tobą zgodzić.
-"Wybacz"? Ja go nienawidzę! Możesz go obrażać przy mnie tyle razy, ile zechcesz.
Objął mnie czule. Czułam, że dzieli ten ból ze mną. Nikomu tego nie opowiadałam. Nawet Mike'owi, zrobiła to za mnie Sasha. Nie potrafiłam. Ból był nie do wytrzymania.
-Po tym wydarzeniu zaszyłam się w swoim pokoju na blisko dwa tygodnie. Piłam tylko wodę, a jadłam jedynie jabłka. Schudłam osiem kilo. Osiem kilo w czternaście dni! Rozumiesz to?! Nikogo nie wpuszczałam do środka. Nie odbierałam telefonów- Już nie było mi przykro, mówiłam o tym z wściekłością, bo uświadamiałam sobie na nowo, że to wszystko wina ojca- Teraz, za każdym razem, kiedy sobie pomyślę, że już nigdy nie usłyszę jego głosu, tego śmiechu,  że już NIGDY go nie zobaczę, mam ochotę zabić tego, kto mnie spłodził. Nigdy mu nie wybaczę.
-Ciii, już dobrze- odezwał Harry i znów przygarnął mnie do siebie.
-Był moim najlepszym przyjacielem- szepnęłam.
_________
strasznie Was przepraszam, że tak długo nie dodawałam . kompletny brak czasu. ale pomęczyłam się nad tym rozdziałem i mam nadzieję, że się Wam spodoba :) x
Cholernie jestem Wam wdzięczna za ilość wejść, obserwujących i komentarzy. Mam tylko nadzieję, że będzie ta ilość rosła :) x
A rozdział dedykuje wszystkim, którzy ostatnio musieli się zmierzyć z jakąkolwiek "stratą" <3
Love yaa xx