poniedziałek, 16 kwietnia 2012

#4 "Coz you've got, the one thing"

Obudziły mnie jakieś huki i strzały. Z jękiem podniosłam głowę i rozejrzałam się.
-Harry, co to było?
-Nic, nic, śpij dalej- powiedział wymijająco, przyciągając mnie do siebie.
-Harry- spojrzałam na niego surowo- Co to były za huki?
-Zdawało ci się tylko...
-Czy ja wyglądam na głupią?- warknęłam- Dobrze widzę, że wiesz o co chodzi. Nie oszukasz mnie.
Westchnął przeciągle.
-Nie chcę cię denerwować.
-Powiedz mi, proszę.
-Wystarczy, że tam spojrzysz- wskazał palcem na las, który rozciągał się po lewej stronie stoku- Ale schowaj się tak, żeby nie było cię widać- dodał pospiesznie i sam zmienił pozycję na pół- leżącą.
Wyjrzałam ostrożnie. Z początku zauważyłam tylko jakieś cienie, w końcu było nad ranem, moje oczy nie były przyzwyczajone. Podniosłam głowę trochę wyżej, żeby lepiej widzieć.
Strzał. Krzyk. Śmiech. Łamanie gałęzi.
-Czy my tu jesteśmy bezpieczni?- wydukałam, starając się ocenić sytuację.
-Póki nas nie widać- tak.
Właśnie wtedy z lasu wybiegło dwóch mężczyzn. Pędzili, robiąc przy tym uniki. Obydwoje trzymali w rękach niewielkie, czarne pistolety. Zaczęłam się trząść.
-Tylko nie panikuj- odezwał się Harry, drżącym głosem- To najgorsze, co mogłabyś zrobić.
-Przecież oni się pozabijają.
-Spokojnie.
-Jak mogę być spokojna? Co jak jeden strzeli w złym kierunku i ja oberwę?!
-Jass, schizujesz- skrzywił się.
-Nie schizuję, przecież to możliwe!
Jak on mógł być tak spokojny, kiedy pod nami rozgrywała się taka scena? Ani trochę się nie martwił? A co jeśli nas zauważą? Wystarczyłoby tylko, że spojrzą w górę i...
Strzał. A potem już tylko echo...
-Czy on...?- łkałam.
-Tak, Jasmine, najprawdopodobniej.
Nie, nie, nie . Nie mogłam w to uwierzyć. Byłam świadkiem morderstwa. Sprawca właśnie uciekał, biegł na dół. Bał się, czy był zadowolony z tego, co zrobił? Tego nie wiem...Wiedziałam na pewno, że nawet jeśli bardzo chciałam teraz za nim krzyknąć, nie mogłam tego zrobić. Nie mogłam się zdradzić.
-Co teraz?- Mimo tego, że morderca był już daleko, ciągle mówiłam cicho. Tak jakbym bała się, że mnie usłyszy.
-Chyba musimy czekać, aż wyciąg ruszy- wzruszył ramionami.
-To jeszcze jakieś cztery godziny...
-A mamy inne wyjście?
-Tak, ja skaczę!- wyrwałam się z jego objęć.
-Oszalałaś?!- krzyknął.
 W tym momencie coś zrozumiałam. Ten jego ton głosu...on się o mnie martwił. Martwił się tak, jakbym była jego młodszą siostrą. Przestraszył się, że coś mi się stanie. Ucieszyło mnie to. Podobał mi się fakt, że jakiś chłopak mnie wreszcie zrozumiał. Nigdy nie miałam przyjaciela, zawsze trzymałam się w gronie dziewczyn. Tak było łatwiej.
-Musimy coś zrobić- powiedziałam cicho- Może nie jest jeszcze za późno? Chcesz go tak zostawić?
Spojrzał na mnie nieufnie.
-Tu nie jest wysoko- dodałam.
-To dlaczego nie zeskoczyłaś wcześniej? Zaraz po tym, jak wyciąg stanął?
-Bałam się.
-A teraz się nie boisz?
-Boję.
-Nigdy nie zrozumiem kobiet- mruknął pod nosem.
-Nawzajem kochasiu.
Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam w dół. Nie jest wysoko, dasz radę Jass, powiedziałam do siebie w myślach. Zacisnęłam powieki.
-No to skaczę.
Wiatr zaatakował moją twarz, niczym dziki tygrys. Dotknęłam gruntu i poturlałam się kilka metrów niżej.
-Widzisz...żyję!- krzyknęłam, wypluwając śnieg- Skacz!
Nim zdążyłam się ogarnąć, stał już obok mnie.
-Na pewno nic ci nie jest? Wszystko w porządku?- prowadził monolog- Jesteś pewna? Masz dziwną minę. Jass, odezwij się no!
Wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.
-Tak głupku, wszystko dobrze- rozczochrałam mu włosy- Chodź, zobaczymy, co z tym chłopakiem.
Pociągnęłam go w stronę wypadku. Nie chciałam tego widzieć, naprawdę nie chciałam, ale czułam, że taka jest moja powinność. Wciąż była możliwość, że on żyje, nie mogliśmy tego nie sprawdzić.
-Nie dostał w serce- stwierdził Harry, kiedy ja zakrywając twarz dłońmi, starałam się opanować- Hej, pomożesz mi, czy będziesz tak stać? Trzeba to wyciągnąć!
-Co?! Mam wyciągać...Nie! Nie zrobię tego, nie potrafię- machnęłam rękami, odchodząc na bok.
-Mam tutaj scyzoryk- kontynuował- Pomożesz, czy nie? Mogę zrobić to sam, ale nie gwarantuję, że zrobię to dobrze.
Zerknęłam na rannego. Spocone blond włosy oblepiały jego twarz, niebieska kurtka była rozpięta i ubrudzona, białe polo, choć nie jestem taka pewna czy białe, było całe podarte, z krwi. Chłopak wyglądał tak niewinnie. Musiałam mu pomóc. Westchnęłam i przyklękłam obok Harry'ego.
-Co mam robić?- spytałam dzielnie.
-Spróbuj otworzyć ranę.
-Fuj, przecież to..
-Jass!
-Okej, już, już.
Co prawda zrobiłam to, o co prosił, ale nie patrzyłam na poranione miejsce. Mój wzrok był skierowany na twarzy rannego. Oddychał, żył.
-Proszę, nie ruszaj się- szepnął Harry w skupieniu- Jeszcze tylko chwilka.
-Dobrze, wytrzymam.
Nie, tego nie powiedziałam ja. Za nami także nikt nie stał. Uradowana patrzyłam prosto w niebieskie oczy blondyna. Były takie szczere i pełne bólu. Patrzyłam na usta, z których przed chwilą wydobyły się te słowa.
-Dlaczego nie zadzwoniłeś po prostu po karetkę?- spytałam nagle.
-Bo nie mam zasięgu?- odpowiedział pytaniem na pytanie- Chyba logiczne, że najpierw bym zadzwonił, gdybym miał taką możliwość.
-Mogłam wziąć telefon- mruknęłam.
-Myślisz, że ty byś złapała zasięg?
-Oczywiście- parsknęłam sarkastycznie, zdając sobie właśnie sprawę z własnej głupoty.
-Zagadaj go- rzucił lokaty, zmieniając temat- To jeszcze chwilę potrwa.
No jasne, po prostu chciał się mnie pozbyć, przeszkadzałam mu.
-Hej- uśmiechnęłam się- Jak się nazywasz?
-Niall- jęknął.
-Miło mi, Jasmine. Jesteś stąd?
Pokręcił głową.
-Irlandia.
-Ooo, piękny kraj.
-Byłaś tam kiedyś?- spytał wyraźnie zaciekawiony, zapominając o bólu.
-Tak, u cioci. Przeprowadziła się kilka lat temu. Ja mieszkam w Londynie- powiedziałam.
-Narty?
Przytaknęłam.
-Gotowe!- uratował mnie Harry. Już nie wiedziałabym, o czym z nim rozmawiać- Lepiej?
-Chyba tak- starał się podnieść- Zdecydowanie. Dziękuję wam.
-Nie ma problemu. Przydałoby się zadzwonić po lekarza mimo wszystko- zauważyłam- Trzeba to oczyścić.
-Nie mam telefonu- skrzywił się Niall.
-W takim razie, musimy iść na dół- wzruszyłam ramionami- Dasz radę?
-Dam, ale to będzie długa droga.
-Nam się nie spieszy- zachichotałam- Nasi ojcowie pewnie teraz słodko śpią, a jak wstaną będą leczyć kaca.
- Zgadzam się w stu procentach- Harry przybił mi piątkę.
-A buty?
Wybuchnęliśmy śmiechem.
-Co buty?- zdziwił się blondyn- O rany, gdzie wy macie buty?
-Długa historia- stwierdziłam- Zaraz ci opowiemy.
Śmiejąc się, ruszyliśmy z Harrym po nasze obuwie. Nałożyliśmy je byle jak. Nart nawet nie było, co brać. Całe połamane, a ja w dodatku znalazłam moją tylko jedną.
-Gotowi?- spytał Niall, kiedy stanęliśmy obok niego.
Zasalutowałam.
-Panie przodem- odezwał się Harry.
Spojrzałam na niego podejrzliwie. Cóż za dżen...
-Ała! Tak się bawimy?- zawołałam, strzepując z głowy śnieg- No to się doigrałeś!
 _______________________
Cześć, 4 rozdział jak widzicie skończony? Podobał się? Mam taką szczerą nadzieję :)
Jeju, pod ostatnim rozdziałem 19 KOMENTARZY! Tak się strasznie cieszę. Aż 16 osób obserwuję mój blog? Proszę, komentujcie dalej moje rozdziały oraz jeżeli nie obserwujecie, obserwujcie. To dla mnie naprawdę wiele znaczy. Cieszę się, że komuś się podobają te wypociny :)
Love ya xx

niedziela, 8 kwietnia 2012

#3 "I wanna lay beside you"

Spojrzał na mnie smutno, wyraźnie urażony moim rozwścieczonym tonem. Trudno, jeżeli chłopak chciał się ze mną zaprzyjaźnić, musiał wiedzieć, że łatwo mnie rozzłościć.
Dojechaliśmy na górę. Nie miałam ochoty znów się z nim ścigać, więc bez słowa ruszyłam na przód. Nie popisywałam się. Jechałam spokojnie, zwracając uwagę na każdy zakręt i starając się robić to jak najlepiej. Dopracowywałam moją technikę jazdy. W końcu kiedyś moim marzeniem było zostanie sławną narciarką. Wygrany slalom gigant? To byłoby coś. Moje marzenia niestety się nie ziściły i nigdy się nie ziszczą, gdyż mój kochany tata nie chciał zapisać mnie na żadną szkółkę narciarską. Twierdził, że sam mnie nauczy.
I co? Nigdy nie będę taka dobra, jakbym chciała, a na naukę już za późno.


 -Niedobra ta kolacja, pójdę już na górę- mruknęłam, rzucając niedokończone udko kurczaka na talerz i zabierając kluczyk ze stołu. Kłamałam, chętnie bym zjadła dokładkę. Problemem był tu Harry. Chłopakowi zebrało się na strzelanie fochów. Uroczo. Było mi przykro? Skąd, byłam raczej wściekła. No bo kto tu na kogo powinien strzelać fochy? Kto od kogo wyciąga informacje, o których druga osoba nie chce mówić? No kto? Troszkę logiki i wyrozumiałości.
Wściekła weszłam do pokoju, trzaskając drzwiami tak głośno, żeby usłyszał cały hotel. Wzięłam do ręki laptopa i weszłam na Twittera. Odpowiedziałam paru koleżankom i wstawiłam tweeta: "Mam dość, kto potrafi zrozumieć facetów?" Dostałam odpowiedź od zupełnie nieznajomego mi chłopaka.
"@Jass nawet nie wiesz, jak was jest trudno zrozumieć."
"@zaynmalik bo my jesteśmy dla was zagadką, wy- zgrywacie idiotów. choć...może niektórzy nie muszą zgrywać."
"@Jass spokojnie, mogę pomóc?"
W skrócie opowiedziałam mu o naszej rozmowie na wyciągu.
"@Jass moim zdaniem poczuł się urażony. on chce tylko poznać Cię bliżej. czy to przestępstwo?"
"@zaynmalik a ja? też poczułam się urażona, narusza moją prywatną sferę!"
"@Jass niby w jaki sposób? przesadzasz!"
Przesadzam? Cóż...może nieznajomy ma rację. Może wszystko wyolbrzymiam i powinnam wyluzować? Ale co on tam wie! Kompletnie mnie nie zna, a mówi, że przesadzam.
"@zaynmalik tak, czy inaczej kończę. dziękuję za "radę" i może do następnego"
"@Jass byłoby miło, mam nadzieję, że pomogłem :)"
Zamknęłam laptopa, zdecydowanie nie miałam już ochoty na żadne rozmowy.
-Chyba muszę z kimś porozmawiać- mruknęłam do siebie- Ale nie tutaj, potrzeba prywatności.
Zbiegłam szybko na dół, do restauracji. Siedzieli, jak siedzieli, a na ich talerzach było jeszcze więcej jedzenia, niż wtedy, gdy ich opuszczałam. Faceci to mają spust. Pokręciłam głową i podeszłam do ich stolika.
-Harry, idziesz ze mną na narty?- wypaliłam na jednym wydechu.
Biedak, omal się nie udusił. Kluska, którą właśnie wkładał do buzi, utknęła mu w gardle. Mój tata z wrażenia wbił sobie widelec w rękę i z jego gardła wydał się przeraźliwy krzyk. Jedynie pan James uśmiechnął się do mnie ze zrozumieniem, na co odpowiedziałam mu tym samym. Rozbawiona zaistniałą sytuacją, poklepałam Harry'ego po plecach i ponowiłam pytanie.
-Jasne, możemy iść- stwierdził z udawaną obojętnością i wziął ze stolika kluczyk.
-Super- uśmiech nie schodził mi z twarzy- Stok jest oświetlony, prawda?- zwróciłam się do dorosłych.
-Tak, bawcie się dobrze i uważajcie na siebie- pomachał nam pan Styles.

-Ćpałaś coś w tym pokoju?- spytał mnie lokaty, kiedy oddaliliśmy się już od naszych ojców.
Parsknęłam śmiechem.
-Po prostu sądzę, że powinniśmy porozmawiać.
-W zasadzie, zgodzę się z tobą- Na jego policzkach pojawiły się dołeczki.
-Wolę takiego Harry'ego. Nie tego z wielkim fochem- przyznałam szczerze, na co on wyszczerzył się jeszcze bardziej- Leć się przebrać, za pięć minut na dole.
-Pięć...? A co z moimi włosami? Muszę...
-Są świetne- ucięłam- No już, do pokoju!
Kręcąc głową, ze śmiechem przekroczyłam próg swojego.  Przebrałam się w to samo, co rano i zeszłam na dół. Tym razem ja byłam pierwsza i spokojnie mogłam się nacieszyć w samotności świeżym powietrzem. Usiadłam na niewielkiej zaspie i zaczęłam liczyć gwiazdy. Odprężające zajęcie, ale kiedy mój wzrok natknął się na oświetlony stok, po którym szusowało zaledwie pięciu narciarzy, liczenie gwiazd zaczęło mnie irytować. Rusz się chłopie, powiedziałam w myślach.
-Jestem, przepraszam, że tak długo- usłyszałam za sobą zdyszany głos.
-Czy ty czytasz w myślach?- palnęłam.
-Co?
-Nie nic- machnęłam ręką- Chodźmy już, ski-bus zaraz będzie.
W milczeniu ruszyliśmy na przystanek.
-Uch, cholernie ciężkie te narty- mruknęłam.
-Daj, wezmę- powiedział.
-Nie trzeba.
Nie skomentował, po prostu zabrał mi je i położył sobie na ramieniu. Spojrzałam na niego kątem oka.
Hm, pomyślałam, niektóre dziewczyny mogą mi zazdrościć takiego towarzysza. Zaraz jednak wybiłam sobie tą myśl z głowy. To tylko dzieciak. Co prawda mój rówieśnik, ale dziewczyny dorastają szybciej, prawda?
Bus przyjechał. Wsiedliśmy do niego jako jedyni. Całą drogę przetrwaliśmy w milczeniu. Przetrwaliśmy? W zasadzie było to łatwiejsze, niż rozmowa z nim w tej chwili. Nawet nie miałam pojęcia od czego chcę zacząć.
Kolejki do wyciągu także nie było. Usiedliśmy na czteroosobowej kanapie.
-Więc?- zagadnął, kiedy nasze narty nie dotykały już ziemi.
Aha, sprytne. Teraz już nie mogę uciec.
-Powiedz mi, co konkretnie chcesz wiedzieć- zaczęłam owijać w bawełnę.
-Przede wszystkim chciałbym znać powód twojej szorstkości wobec mnie.
-To skomplikowane...
-Och, Jass. Po prostu mi powiedz.
-No dobrze...
Szarpnęło, skrzypnęło, zatrzymało się w miejscu. Cały wyciąg stanął. Niedobrze...
-Harry, i co teraz?- pisnęłam.
-Spokojnie, zaraz ruszy. Przecież to nie pierwszy raz- starał się uśmiechnąć- Masz lęk wysokości?
Zaprzeczyłam.
-To dobrze.
Było cholernie zimno. Zapomniałam rękawiczek, więc moje palce zaczęły odmawiać posłuszeństwa.
-Harry...- zgrzytałam zębami- Czy wyciąg kiedykolwiek stanął na siedem minut?- spytałam, spoglądając na zegarek- Boję się- dodałam, gdy nic nie odpowiedział.
Przysunął się do mnie ostrożnie, ale mimo wszystko poruszył kanapą tak gwałtownie, że pisnęłam.
-Spokojnie- objął mnie ramieniem- Jakoś damy radę.
-Zimno mi...
Chłopak sięgnął po koc, do awaryjnej skrytki. Boże, ci Brytyjczycy we wszystko się zabezpieczą. W tej chwili byłam im za to wdzięczna.
-Poczekaj- szepnął, kiedy chciałam się opatulić- Ściągnij te narty.
-Przecież wypadnę- jęknęłam.
-Trzymam cię- powiedział to tak pewnie, że nie zastanawiając się dłużej, podniosłam barierkę, która nas ochraniała i schyliłam się do moich nart.
-Zrzuć je na ziemię- polecił. Tak też zrobiłam. Zniknęły gdzieś w zaspach na dole.
-A buty?
-Też.
-Będzie mi strasznie zimno.
-Mamy koc.
Westchnęłam i wykonałam polecenie, po czym skuliłam się.
-Zrób to samo- poprosiłam- Będzie nam wygodniej.
Trzymałam go w pasie, żeby nie wyleciał, a on powtórzył moją czynność. Rozpiął swoją kurtkę i wyciągnął rękę z jednego rękawu po czym przygarnął mnie do siebie tak, że znajdowałam się miedzy jego ciepłym torsem a kurtką.
-Cieplej?- spytał z troską w głosie.
-Troszkę- wtuliłam głowę w jego ramię.
-Spróbuj się przespać- powiedział cichutko, pocierając moje plecy.
-Spróbuję- obiecałam.
______________-
ta daaaaaaaaaaam. mamy 3 chapter (: 
podoba się? jeśli tak, super i liczę na komentarz (: x 
oraz jeśli możecie to dodajcie do obserwowanych mojego bloga, byłabym wdzięczna.
+ dziękuję za tyle odwiedzin i komentarzy pod ostatnimi rozdziałami (:
love yaa x





wtorek, 3 kwietnia 2012

#2 " I need you here with me now"

Och cholera jasna, czy to słońce nie ma już gdzie świecić? Naprawdę? Akurat mój pokój? Niech wybierze sobie inny kąt padania chociaż...na przykład...no nie wiem. NIE MOJE ŁÓŻKO!
Wściekła przeniosłam moje chude nogi na brzeg łóżka i usiadłam. Sięgnęłam po mój mały kalendarzyk i długopisem narysowałam jedną kreskę przy dzisiejszej dacie.
Jeżeli przeżyję, pomyślałam, wieczorem pojawi się tu druga kreska. Kręcąc głową, wstałam i skierowałam się do łazienki.
Dzień pierwszy czas zacząć.

-Stęskniłam się za nartami- stwierdziłam, przeżuwając bułkę z nutellą.
-Powinnaś w takim razie podziękować tacie, że cię tu zabrał- odezwał się Harry.
Chłopie, podpadasz mi!
Siedzieliśmy w czwórkę przy śniadaniu w ogromnej hotelowej restauracji. Co, jak co, ale trzeba przyznać, że z wyborem miejsca naszego zakwaterowania trafili cudownie. Choć, moim zdaniem, zapewne wybierał je pan Styles.
-Długo jeździsz na nartach?- zagadnął chłopak, widząc, że nie mam zamiaru wyrazić ani odrobiny wdzięczności mojemu ojcu.
-Dwanaście lat.
-Łooooooo.
-Całkiem sporo, co? A ty kiedy pierwszy raz postawiłeś swoje kacze nóżki na nartach?
-Jasmine!- przerwał nam tata.
-Z tobą rozmawiam?- warknęłam.
-W porządku, proszę pana, to nic takiego-uśmiechnął się lokaty.
Lizus!
-A więc?- ponowiłam pytanie.
-Dziewięć.
Skinęłam głową, biorąc łyk herbaty i przeniosłam wzrok na szklaną szybę. Zdecydowanie lepszy widok. Góry, śnieg i słońce- coś pięknego. Na szczycie było widać narciarzy; jedni pokonywali trasę, niczym zawodowcy, inni dopiero rozpoczynali tą zabawę. I nagle w mojej głowie pojawił się obraz moich pierwszych dni na nartach.
-Nie zjadę już więcej !- krzyknęłam.
-Kochanie, to dopiero pierwszy zjazd, spokojnie.
-Nie będę spokojna, w życiu nie polubię tego sportu- jęczałam.
I wtedy moja mama uśmiechnęła się chytrze. Do tej pory nie mam pojęcia, jak tego dokonała, ale już po kolejnym zjeździe, chciałam więcej. Zaczęła się rodzić we mnie miłość do tego sportu i od tamtego czasu, to ja zostaję najdłużej na stoku.
-Do pokoju raz!- wyrwał mnie z rozmyślań rozbawiony głos pana James'a- Za pół godziny widzimy się na dole.
Zasalutowałam i ze śmiechem ruszyłam na górę. Nie obróciłam się, ale mogłam sobie wyobrazić ich zdziwione miny na dźwięk mojego śmiechu. Poprawka, zdziwione miny należały do mojego taty i Harry'ego. Pan Styles znał mnie za dobrze, chyba żadno moje zachowanie nie mogłoby go zdziwić.
Czy to dziwne, że dorosłego mężczyznę uważałam za przyjaciela? Nie dla mnie. On mnie rozumiał. Tak, ktoś może powiedzieć "pedofil", ale jak mogę nazwać pedofilem, przyjaciela taty? Nic z tych rzeczy. Ja po prostu wiedziałam, że jeśli będę potrzebować dojrzałej rady, zawsze mogę się do niego zwrócić.
Spodnie, polar, czapka, bandana, kurtka- gotowe. Kask i buty do ręki.
-Idę na dół- oznajmiłam tacie.
Nawet nie zareagował, kontynuował zakładanie spodni. Równie dobrze mogłabym teraz wyskoczyć z balkonu, z jego strony nie byłoby żadnej reakcji. Westchnęłam i wyszłam na korytarz.
Drogę do auta pokonałam jak najszybciej. Wszystko byleby tylko znaleźć się sam na sam z kim?
-Harry, jak ja cię dawno nie widziałam- powiedziałam zgryźliwie.
Mother of God, zeszłam tak szybko tylko dlatego, by pobyć chwile sama i nacieszyć się tym pięknym widokiem i świeżym powietrzem, którego w Londynie nie było.
-Też się za tobą stęskniłem- mruknął chłopak. Ani trochę nie ruszyła go moja odzywka. Może nie był taką ofiarą?
-Gdzie są narty?- rzuciłam w jego stronę, siadając w bagażniku.
-Chyba w środku- wskazał na tylne drzwi samochodu.
-Mhm.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon. Trzy nieodebrane wiadomości.
Pierwsza od mamy:
"Miłego dnia, kochanie :)"- słodkie.
Druga od mojej przyjaciółki Grayce:
"Nie będę Ci zawracać głowy, ale zapamiętaj wszystko dokładnie, bo zaraz po Twoim powrocie czeka Cię "niespodziewana wizyta :D x"- już się boję tej wizyty.
Autorką ostatniej była Sasha:
"I co, chłopak taki zły jak myślałaś?"
"Chyba nie...To się okaże..."
"Wygląd?"
"OCZY !"
"Haha, czyli nie tak źle :) Baw się dobrze"
Uśmiechnęłam się, co raz optymistyczniej zaczęłam podchodzić do tego dnia. Może zmienię nastawienie do osobnika, który właśnie przede mną stoi i uważnie mi się przygląda, myśląc, że tego nie widzę? Czasem pozory mylą, prawda?
-Wsiadajcie do auta, dzieciaki! Im dłużej pojeździmy tym lepiej- rozległ się gruby głos mojego ukochanego tatusia właśnie wtedy, gdy chciałam nawiązać rozmowę.
Dzięki ojciec, twoje wyczucie zawsze ok.

Odepchnęłam się raz i drugi, i trzeci. Wiatr zaczął okalać moją twarz. Kolana uginały się raz w prawo, raz w lewo. Przyspieszałam. Kątem oka widziałam, że mnie dogania. Nie dam się tak łatwo. Dwanaście lat nauki nie poszło na marne i zaraz ci to udowodnię, pomyślałam. Prawy kijek, lewy kijek. Byłam na prowadzeniu. Przede mną pojawił się wyciąg. Już mnie nie prześcignie. Dumna odepchnęłam się jeszcze dwa razy i ostro zahamowałam.
-Dalej uważasz, że jesteś lepszy?- prychnęłam.
-To dopiero pierwszy zjazd.
-Tłumacz to sobie, jak chcesz.
Ruszyłam w stronę wyciągu.
Kanapa podjechała i usiedliśmy obok siebie.
-Powiedz mi, o co ci chodzi?- odezwał się niespodziewanie.
-Hm?
-Dlaczego jesteś taka oschła?
-Nie sądzę, żeby to była twoja sprawa.
-I znowu- mruknął.
-Harry...- zaczęłam- Musisz mnie zrozumieć.
-Jak mam cię zrozumieć, skoro nic o tobie nie wiem?
-To trudne...
-Cholernie! Czemu mojego tatę tak lubisz, a ze mną nawet nie chcesz rozmawiać?
-Znam go, a ciebie nie.
-A jak chcesz mnie poznać, nie rozmawiając ze mną?
-Przecież rozmawiamy.
-Jasmine...
-Okej, okej- westchnęłam- Ale nie teraz, dobrze? Teraz jesteśmy na nartach. Pozwól mi oderwać się od wszystkiego i robić tylko i wyłącznie to, co kocham.
-Całe dwa tygodnie?
-Powiedziałam- "teraz".
________
Drugi rozdział gotowy (: Mam nadzieję, że spodobają Wam się tak, jak prolog i pierwszy rozdział :) 
Komentujcie i dodawajcie bloga do obserwowanych. To naprawdę dla mnie wiele znaczy (: x